08.2003, Psychotekst
Rozmowa z Piotrem Barczakiem – psychologiem i terapeutą uzależnień, kierownikiem Ośrodka Terapii Uzależnień „Radzimowice” w Szklarskiej Porębie.
Od jak dawna zajmuje się Pan leczeniem uzależnień?
Psychoterapią osób uzależnionych zajmuję się od 21 lat. Długo byłem kierownikiem Oddziału Odwykowego w Szpitalu Psychiatrycznym, a od blisko 4 lat jestem kierownikiem i właścicielem Ośrodka Terapii Uzależnień „Radzimowice” w Szklarskiej Porębie. Przez cały ten okres miałem okazję uczyć się terapii od wielu znakomitych osób, spośród których warto wymienić na pewno: Lubomirę Szawdyn, Bohdana Woronowicza, Maxa Glatta, Mika Abella. Szczególnie wiele zawdzięczam szkoleniom i stażom, które odbywałem, między innymi, w Galsworthy Lodge i New St. Luke Center w Londynie oraz Studium Terapii Uzależnień w Warszawie. W ciągu ostatnich 4 lat szczególnie wiele zawdzięczam szkoleniu w zakresie tzw. Metody Feldenkraisa, które odbywam w Anglii.
Pan i terapeuci z pańskiego ośrodka, zorganizowaliście konferencję zatytułowaną: „Diagnoza i terapia uzależnienia od seksu”. Od kiedy zajmują się Państwo tym problemem?
Terapią erotomanii zajmujemy się od 2 lat.
Skąd ta różnica? Jak rozumiem erotomania nie jest nowym uzależnieniem? Czy jest to wynik niewielkiego uświadomienia środowiska terapeutycznego?
Muszę z ubolewaniem przyznać, że przez wiele lat bardzo wąsko patrzyliśmy na uzależnienie, głównie pod kątem uzależnień chemicznych (alkohol, narkotyki). Zawsze wiedzieliśmy, że bardzo wielu naszych pacjentów ma, jak to wtedy nazywaliśmy, problemy seksualne. Czasem dziwiliśmy się, że te problemy „nie wychodzą” podczas terapii. Teraz rozumiem, że pacjenci nie mówili nam o tym, bo nie byliśmy nawet na tyle kompetentni, aby umieć o nie zapytać. Uczciwie też trzeba powiedzieć, że to niektórzy z naszych pacjentów pierwsi użyli takiego terminu jak „uzależnienie od seksu”. Zaczęliśmy więc czytać, szukać literatury, więcej pytać i więcej się na ten temat dowiadywać. Ciągle jednak jesteśmy, takie mam wrażenie, na początku rozumienia tego uzależnienia. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że nie bardzo było gdzie się tego uczyć. W większości ośrodków w Polsce na erotomanię nie patrzy się jak na uzależnienie. Używa się czasem terminu „parafilia”, wprawdzie poprawnego, ale lokującego ten problem w kategorii zaburzeń i bardzo odległego od rozumienia, a przede wszystkim możliwości pomagania.
Na pewno bardzo wiele zawdzięczamy – jeszcze raz to podkreślam – pacjentom, którzy byli gotowi dzielić się z nami swoim doświadczeniem i ponosić, czasem znaczne, koszty naszej ograniczonej kompetencji. Używam liczby mnogiej, bo mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że w Ośrodku gdzie pracuję jest wielu znakomitych, naprawdę świetnych specjalistów. Sześcioro spośród nich jest w procesie zdrowienia od alkoholu, narkotyków, seksu. Oczywiście staż w zdrowieniu (poza jedną osobą, która zdrowieje z erotomanii), to co najmniej 10 lat.
Podczas konferencji terapeuci z Pana Ośrodka dzielili się własnym doświadczeniem z pracy.
Powoli osiągamy większy consensus jeśli idzie o to, że leczymy uzależnienia a nie jedno uzależnienie. Niemal wszyscy terapeuci gotowi są uczyć się terapii erotomanii. Potrzebujemy tylko czasu. Za rok, dwa, na pewno będziemy mieli więcej do powiedzenia. Już dziś zapraszam na II konferencję: „Diagnoza i terapia erotomanii i innych uzależnień”, która odbędzie się we wrześniu w Szklarskiej Porębie.
Wspomniał Pan, że erotomania jest spostrzegana jako zaburzenie. Czy rzeczywiście można mówić o niej, jak o uzależnieniu?
Uzależnienie od seksu wyczerpuje wszystkie kryteria uzależnienia. Z pewnością towarzyszy mu upośledzenie kontroli nad tym zachowaniem, uporczywe powtarzanie go mimo bezskutecznych prób zatrzymania i wiedzy, że to uszkadza; postępujące zaniedbywane alternatywnych zachowań; bardzo intensywny „głód”. Zespół abstynencyjny w erotomanii jest chyba nawet silniejszy, niż zespół odstawienia przy narkotykach. Jeżeli erotomania nie jest uzależnieniem – to nie ma uzależnień.
Czego się Pan osobiście nauczył, w przeciągu tych dwóch lat, na temat uzależnienia od seksu, i pomocy osobom uzależnionym?
To bardzo trudne pytanie. Dowiedziałem się na przykład, że mamy bardzo silną skłonność do nadawania naszemu wewnętrznemu światu statusu świata uniwersalnego. To znaczy, tak jak alkoholikom jest trudno uwierzyć, że istnieje świat zdrowy: „bo przecież wszyscy piją”, tak erotomanom jest bardzo trudno uwierzyć, że istnieje świat zdrowego seksu. Dowiedziałem się bardzo dużo na temat roli takiego uczucia jak WSTYD – kluczowego dla wszystkich uzależnień. Dowiedziałem się bardzo wiele na temat własnych ograniczeń, zwłaszcza skłonności do wywierania presji. Jeszcze lepiej zrozumiałem, że nie mam prawa oceniać ludzi, co rzecz jasna wcale nie wyklucza własnego, jasnego i zdecydowanego stanowiska. Jeszcze lepiej zrozumiałem naturę procesu zdrowienia z uzależnień. Upewniłem się jeszcze bardziej, że nie jest sensowne oddzielanie różnych uzależnień w terapii. Oczywiście są podziały nawet w obrębie jednego chemicznego uzależnienia. Pacjenci uzależnieni od amfetaminy w gruncie rzeczy uważają się za lepszych od „tych, co się kłują”. Obie te grupy uważają, że ci, co są uzależnieni od marihuany, to nie są prawdziwi narkomanii, itd. Jednak w naszym Ośrodku obecnie jest kilkunastu alkoholików, kilku narkomanów, kilku erotomanów, lekomanów i jeden hazardzista. Kilka osób ma dwa lub trzy te uzależnienia jednocześnie, a niektórzy rozpoznają je dopiero w czasie terapii u nas.
Czy przebywanie na grupie osób z różnymi typami uzależnień nie koliduje ze sobą?
Wydaje mi się, że tak jak w jednym Ośrodku mogą spotykać się różne uzależnienia, tak być może możliwa byłaby jedna formuła Anonimowych Nałogowców, w której wszyscy uzależnieni będą mogli się spotkać. Co ma zrobić ktoś uzależniony od alkoholu, leków, narkotyków i seksu? To wcale nie tak rzadkie jak się sądzi. Czy ma chodzić w poniedziałki na AA, we wtorki na AN, w środy na AL i w czwartki na AE?
Czy leczenie erotomani różni się czymś od leczenia innych uzależnień?
Szczerze powiem, że na poziomie mechanizmów uzależnienia i procesu zdrowienia – niespecjalnie. Te kilka różnic to to, że pacjenci uzależnieni od seksu muszą uczyć się na czym polega zdrowy seks, a nie przygotowywać się do pełnej abstynencji. PONADTO W ODNIESIENIU DO EROTOMANII NIEMAL ZUPEŁNIE NIE JEST MOŻLIWE ZDROWIENIE BEZ GŁĘBOKIEJ TERAPII OSOBISTEJ. Podobnie alkoholicy odróżniają abstynencję od trzeźwienia. Ponadto, terapia osób uzależnionych od seksu z pewnością wymaga znacznie większych kompetencji od terapeutów. Jeśli mogę sobie wyobrazić, że w terapii uzależnienia od alkoholu wystarczy trochę wiedzy i behawioralnych umiejętności, to w terapii erotomanii zwykle nie wystarczy to nawet do tego, aby pacjent przyznał się do swego uzależnienia. A to we wszystkich nałogach stanowi absolutnie pierwszy krok do zdrowienia. Ponadto świadomość czasu, który jest potrzebny w zdrowieniu z erotomanii jest chyba bardziej oczywista. Także ze względu na fakt, iż znaczna część erotomanów to ofiary przemocy fizycznej i seksualnej, i nie da się pominąć tego tematu.
Gdyby psycholodzy i terapeuci chcieli się dowiedzieć czegoś na temat erotomanii, od czego warto zacząć?
Radziłbym przeczytać książkę „Od nałogu do miłości” Patricka Carnesa. Zapraszam również na staż do naszego Ośrodka „Radzimowice”. Polecam także skorzystać z otwartych mityngów wspólnoty Anonimowych Erotomanów (Dziś SLAA).
Jeżeli chodzi o osoby uzależnione od seksu i zauroczeń, jak wyglądają relacje terapeuta-pacjent? Czy coś jest szczególnie ważnego w tym układzie? Na co trzeba uważać?
Jeśli idzie o relacje pacjent-teareputa, to terapeuta musi bezwzględnie być świadomy własnej seksualności i bardzo pilnować uczciwości w terapii. Erotomani są ogromnie wyczuleni na wszelkie przejawy nieuczciwości, choć też często przypisują terapeutom zbyt wiele. Bardzo ładnie pisze o tej relacji Irvin Yalom w książce „Dar terapii”. Jest tu wiele bardzo ważnych kwestii, jak np. problem dotyku w terapii czy problem przekonań religijnych, często uwikłanych w erotomanię, a także problem orientacji seksualnej. Terapeuta więc, musi umieć naprawdę swobodnie poruszać się w większości trudnych problemów naszego życia. Do tego musi być zdolny, do tak potrzebnego pacjentowi, doświadczenia prawdziwej bliskości, bez jakiegokolwiek zaangażowania seksualnego, które powinien umieć realizować w swoim związku. Zbyt mało czasu poświęcamy superwizji naszej pracy, która, co jest coraz bardziej oczywiste, jest niezbędna przy pracy z tym uzależnieniem.
Powszechne jest społeczne zaprzeczanie istnieniu erotomanii. Zaprzeczają zarówno pacjenci, jak i osoby zajmujące się pomocą.
Osobie uzależnionej i jej terapeucie radziłbym patrzeć na zaprzeczanie, jak na fundamentalną część uzależnienia. Ułatwia ono uśmierzanie lęku przed porzuceniem tego, wokół czego zorganizowane było dotąd życie i lęku przed tym, co z życiem zrobić po rozstaniu się z nałogiem.
Rozumiem, że w obliczu tego zaprzeczania trudno jest przyznać się, że coś jest nie tak. Co zrobić w sytuacji, gdy przychodzi pacjent i pyta: Czy ja być może jestem erotomanem?
Radziłbym możliwie szybko, w oparciu o uczciwą relację terapeutyczną z kompetentnym terapeutą, odpowiedzieć sobie na to pytanie. Już same wątpliwości z reguły przemawiają na rzecz uzależnienia. Jeśli mam wątpliwości czy śpię dobrze, lub czy dobrze się odżywiam, to pewnie ani dobrze nie śpię, ani dobrze się nie odżywiam. To, co zdrowe, zwykle „dzieję się” samo. To, co chore, produkujemy sami. Odradzam też rozstrzyganie tego samemu, ze względu na bardzo silny mechanizm zaprzeczania towarzyszący, jak powiedziałem, wszystkim uzależnieniom.
Podczas konferencji wspomniał Pan o powiązaniach religii z erotomanią. Proszę bliżej wyjaśnić ten związek.
Religia często traktowana jest jak cudowne panaceum na problemy osobiste. Jak tzw. „wszywka”, która ma rozwiązać problem erotomanii. Trzeba tylko „bardzo się starać”. Tymczasem, podobno Bóg nie wspiera leni oczekujących na cudowne rozwiązania. Miłosierny Samarytanin z przypowieści Jezusa, nie czytał Biblii cierpiącemu, tylko opatrzył mu rany. Jeśli ktoś ma grypę, to może zamiast do kościoła, powinien pójść do łóżka z gorącą herbatą i cytryną, dodatkowo jeszcze przydałaby się polopiryna. Absolutnie nie chcę tu deprecjonować roli religijności, w której być może najpełniej wyraża się nasza duchowość. Tylko czy można rozwijać duchowość, jeśli oszukuje się samego siebie? Jeśli seks jest w centrum, to Bóg musi być na peryferiach. Seks może być w centrum, po prostu z wyuczonego od dziecka bardzo silnego sposobu, „lekarstwa” na, chociażby, opuszczenie. To zresztą jest istota i najgłębsze cierpienie erotomanii, że uniemożliwia ona spotkanie, bliskość, miłość, bo opuszczone, zranione dziecko ciągle łapczywie domaga się uśmierzenia bólu w sposób, który zna od dawna.
To rzeczywiście poważny problem. Proszę nam jeszcze przybliżyć, jak wygląda terapia osób uzależnionych od seksu i zauroczeń w Pana Ośrodku?
Wymienię może kilka rzeczy, które powinny zdarzyć się w czasie pierwszych tygodni terapii:
- rozstrzyganie „jestem czy nie jestem erotomanem?” i wychodzenie z kręgu izolacji, tajemnicy i wstydu,
- utworzenie listy abstynencyjnej, ustalenie jakie zachowania są erotomańskie i praca nad decyzją o rezygnacji z nich,
- praca nad powodami, dla których warto to zrobić i nad nadzieją na zmianę,
- rozpoznanie ewentualnych innych uzależnień,
- kontakt z historią życia, zwłaszcza z możliwymi traumami,
- rozpoznanie cyklu „uruchamiania się”,
- wiedza i rozbrajanie nałogowych mechanizmów: poznawczych, emocjonalnych, nadbudowanych w strukturze JA,
- rozpoznanie roli ofiary i wychodzenie z niej,
- rozpoznanie i uczenie się zapobiegania nawrotom,
- przygotowanie się do kolejnych faz zdrowienia i gotowość do szukania wsparcia w tym okresie.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad opracowała: Patrycja Kłosowicz